środa, 22 stycznia 2014

Szyfonowo






   Witam ciepło, dziś będzie szybki wpis :) O sukience, co mi w głowie zalegała, a szyfon -w szafie :) Mam tych tkanin trochę, jak się będę tak dzielnie trzymać, to może w końcu wszystkie spożytkuję. Byłoby miło :) Więc: szyfon miałam (i mam jeszcze), wizji kilka (pozostałe też zamierzam zrealizować), ale na pierwszy rzut poszła krótka sukieneczka. Za stójką, szerokimi rękawami, marszczeniem. I z podszewką. I już wiem gdzie się w nią wystroję :) A taka jest:

 




                                                                      

I tak oto uroczy szyfonik nabrał kształtu. Rękawki jak widać są prześwitujące, a sukienkę podszyłam wiskozową podszewką. Gdybym zamiast wiskozy użyła jednolitego szyfonu byłaby bardziej matowa i miękka. Ale podszewkę miałam akurat pod ręką, a ponieważ chciałam ją uszyć już, natychmiast, to wszyłam wiskozę. Jedno i drugie rozwiązanie jest dobre, więc jestem naprawdę zadowolona :)
    Słów kilka jeszcze o wykończeniu. Otóż przywiązuję do tego dużą wagę. Właściwie dla mnie lewa strona równa się prawej. Nie może być inaczej. Oczywiście nie zawsze szwy można ukryć, ale w tym przypadku było to niezbędne. Zapasy szwów schowane są pomiędzy dwie warstwy, dzięki temu nie są widoczne. Przy rękawach, stójce i podłożeniu. Przy stójce możemy mieć kłopoty, ale ta była na tyle szeroka, że obeszło się bez większych trudności. Jedyny widoczny szew to zaszewki w rękawach. Od środka wygląda to tak:








Rękawki wykończone są pliską z gumką. 








I tak oto kolejny wieszak został zagospodarowany :) I to nie koniec szyfonowych fantazji, czekają jeszcze co najmniej dwa pomysły ;)


p.s. Muszę dokupić wieszaków...






wtorek, 14 stycznia 2014

Heider i Tilda





   Pisałam o spódnicy i dziś postanowiłam dorzucić kilka foteczek, na której ona jest. Właściwie to nie jest jakimś super dziełem, raczej banalnie prostym, ale tu zagrało mi w duszy co innego-kolory. Było tak... kupiłam kiedyś satynobawełnę, miałam z niej uszyć sukienkę ma wesele. Jednak stwierdziłam, że kolor fuksji będzie lepszy. Więc na wesele poszłam w fusji a turkus czekał na łaskę.I pomyślałam, że może spódnica będzie ok. Uszyłam. Pierwotnie wyglądała inaczej. Była marszczona w talii. Ale duuuża się wydawała, dlatego uszyłam na nowo, z sześciu klinów, z paskiem. No i ma kieszonki :) I teraz wygląda tak:






...nie podoba mi się miejsce, gdzie zrobione były zdjęcia :(  Nieważne. O kolorach chcę napisać. Zastanawiając się nad bluzką do spódnicy bardzo szybko zdecydowałam się na tę właśnie. Jakoś tak od razu mi pasowała (choć początkowo miała być szara). I cóż, równie szybko skojarzyłam dlaczego. Dlaczego właśnie te kolory tak się w mojej głowie skomponowały. Odpowiedź to: boski Heider i jego twórczość. Boski Heider i cudowna Tilda. Mistrz i muza. Duet idealny. Perły.
Wróciłam do jego kolekcji, to tam właśnie widziałam takie zestawienie. I oto przedstawiam Wam:


   I co Wy na to? :)

I teraz będzie mój zachwyt nad twórczością Heidera Ackermanna, który dla mnie jest po prostu mistrzem. Cudowne formy, przepiękne tkaniny, fantastyczne barwy! Głębokie, nasycone, powalające. I ta kolekcja jest jedną z moich ulubionych. A może nawet jest ulubiona. Tak, chyba tak. Ale sami popatrzcie...






I niezwykła Tilda Swinton w jego kreacjach...
 




Uwielbiam ich.


 I to właśnie chciałam dziś pokazać. Piękne dzieła i ludzi, którzy mnie zachwycają. Których twórczość dostarcza mi niezapomnianych wrażeń. I jeszcze tu o nich napiszę.

Dobrej nocy.

środa, 8 stycznia 2014

...i tylko mi balu brak!




   Niepokój jakiś mnie ogarnia ostatnimi czasy. Artystyczny niepokój. Coś bym robiła ciągle, coś się w tej głowie wciąż kołacze, a czasu mało i jeszcze mniej. Ale twarda jestem, nie daję się. Jest pasja, więc jeść nie trzeba. No, może troszkę. Ani spać za dużo.Bo szkoda. Chwilami to i motyle mi jakieś po brzuchu latają, choć przecież dla miłości zarezerwowane. No w sumie...  przecież kocham to co robię! I to ta tęsknota za miłością moją takie kołatanie wzbudza! Pogratulować, rozgryzłam sama siebie. Czasem się uda :) Więc...

Miały być zdjęcia spódnicy. I będą. Ale wyścig o publikację wygrała jednak granatowa tafta, która tak mi nie dawała spokoju.



Wiec ją wzięłam, ogarnęłam, no i jest!


Taka właśnie sukienusia z mojej głowy zmaterializowała się:) Satysfakcja gwarantowana :) Jestem happy :)



Rozkochałam się w takich sukienkach. Sprawiają, że kobieta czuje się jeszcze bardziej kobieca. To znaczy mówię za siebie. Kobieca i...hmmm, wiem, że to mało możliwe, ale niewinna. Tak, tak. Usłyszałam też, że jest frywolna. Dobrze mówisz ;)

           
Fajna kiecka i szpilki-przepis na uśmiech:)

A trochę technicznie-tafta jest doskonała na taki krój. Jednak żeby uzyskać odpowiedni efekt, należy ją kroić tylko wzdłuż brzegu fabrycznego, nie inaczej. Nie jest wtedy elastyczna (przy tym rodzaju tafty, z której ja szyłam), ale dzięki temu sukienka ma piękną formę. No dobrze... w moich kategoriach postrzegania świata uznaję ją za piękną. A Wam się podoba? (pytanie pozostanie bez odpowiedzi, ale nic to, trzeba mieć nadzieję). 



Jeśli ktoś z Was lubi Króla Elvisa to dla wesołości posłuchajcie tego:

Pozdrawiam